Herosi i łachudry*, czyli jak dokopać Bohaterowi część 6

Dlaczego generał?

Następne rewelacje: „Latem 1956r. (…) dwukrotnie rozmawiał w dziale kadr MON na temat ewentualnej dalszej służby, lecz odmówił przyjęcia do lotnictwa. (…) Po kilku tygodniach wybuchł polski Październik (…) zobaczył w dzienniku (…) nazwiska kilku oficerów na nowo powołanych do wojska, w tym swoje. Po rozmowach wyraził zgodę na powrót do lotnictwa wojskowego. Cóż zresztą mu pozostawało? Nie miał zawodu, na karku ponad 40 lat i jeszcze sporo ambicji, by coś zrobić, a służba w mundurze była dla niego całym życiem. Początkowo pracował na stanowiskach naziemnych; z początkiem 1957r. wrócił do latania. Po badaniach lekarskich (…). Brał udział w produkcji filmu fabularnego (…), a w księgarniach ukazała się jego książka”.

Nie rozmawiał ani w dziale kadr, ani w ogóle w Ministerstwie Obrony Narodowej, bo po wyjściu z więzienia nie chciał mieć z wojskiem (a nie tylko z lotnictwem) nic wspólnego. Po październikowym wiecu Gomułki ruszyła machina propagandowa dotycząca także wojska. Dla przywrócenia zaufania potrzebne były pozytywne żołnierskie wizerunki, stąd w gazetach pojawiła się informacja, że Skalski wrócił do wojska. Nie było z nim żadnych rozmów! Skalski, z gazetą w dłoni, natychmiast udał się z żądaniem wycofania tej pogłoski, do nowego wiceministra obrony narodowej i szefa Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego. Marian Spychalski sam niedawno zwolniony z więzienia przekonał Skalskiego o potrzebie pełnej rehabilitacji więzionych, a z wojska będzie mógł odejść kiedy tylko zechce.

Dlatego w prasie, kronice filmowej ukazywały się zdjęcia wojennego bohatera. Wspomniane przez piszącego wstęp, naiwnie odebrane „badania lekarskie” (bo taki był komentarz lektora) to propagandowa ilustracja w kronice filmowej. Pojawiły się praasowe tytuły: Skalski na lotnisku, Skalski na MiG-u, Skalski zaczyna latać.

I ciągły wszech obecny sarkazm piszącego, złośliwie komentujący: „miał 40 lat na karku, nie miał zawodu, służba w mundurze całym jego życiem”. Zawoalowana kpina staje się antidotum dla wszelkiego autoramentu przegranych, próbujących w ten sposób sprowadzić zwycięzców do swojego poziomu. Czterdziestojednoletni mężczyzna, żołnierz zawodowy, świetnie władający trzema językami mógł spokojnie odcinać kupony od swej sławy, podobnie jak czynią to współcześnie hołdujący konsumpcyjnemu stylowi życia. Nie mundur, choć miał do niego ogromy szacunek, był jego „całym życiem”, a służenie swojemu krajowi, Polsce!

„Stanowiska naziemne”, „latanie” tradycyjnie pozbawione zarówno chronologii, jak i sensu. Znane są obiekty naziemne, obsługa naziemna, a nawet miejsca parkingowe zwane są naziemnymi stanowiskami postojowymi. Ale co to za twór „stanowiska naziemne”? Zajmując się obsługą naziemną mógłby być bagażowym, zajmować się szeroko pojętym transportem (np. załadunkiem towarów), sprzątaniem, wypychaniem statków powietrznych ze stanowisk postojowych, zaopatrywać samoloty w paliwo itp. Obiektów naziemnych jest bez liku, więc trudno sprecyzować, czym miałyby się zajmować. W jakim charakterze i kiedy latał piszący też nie wie.

Od listopada 1956 roku (do sierpnia 1962 roku) był przydzielony do Dowództwa Wojsk Lotniczych i Obrony Przeciwlotniczej Obszaru Kraju, od sierpnia 1962 roku do maja 1968 roku do Inspektoratu Lotnictwa. Był w tym czasie m.in. kierownikiem Sekcji Historycznej Oddziału Naukowo-Wydawniczego, inspektorem techniki pilotażu Wydziału Wyszkolenia Bojowego Lotnictwa Myśliwskiego Oddziału Wyszkolenia Bojowego Wojsk Lotniczych, inspektorem szkolenia bojowego Oddziału Inspekcji, pomocnikiem szefa Oddziału Operacyjno-Rozpoznawczego Sztabu II.

Reżyser Hubert Drapella namówił Skalskiego do napisania scenariusza filmowego. Tak powstał film „Historia jednego myśliwca”, którego Skalski był także konsultantem, a jego premiera miała miejsce w 1957 roku. W tym też roku ukazała się nakładem MON jedyna książka Stanisława Skalskiego „Czarne krzyże na Polską”, z pięknymi rysunkami Janusza Grabiańskiego. W załączeniu tylko ze zdjęciami polskich i niemieckich samolotów, wizerunkiem Skalskiego opatrzonym jego autografem. Bez nikomu niepotrzebnego, nonsensownego wstępu i równie nic nie wartych dodatków.

Przez dekadę, lata 1959-1971, pozostawał w związku małżeńskim z Marią Sobiczewską. (…) nie zajmował już eksponowanych stanowisk, do latania samolotami myśliwskimi już nie miał zdrowia (…). Znał język angielski, był więc przydatny jako tłumacz przy pracach edytorskich. Ale to nie dawało satysfakcji i powodowało u niego poczucie krzywdy i odsunięcia na boczny tor. (…) spotykał się ze społeczeństwem, traktowany był jak bohater (…). (…) nie otrzymał paszportu (…), wreszcie po awanturze i groźbie dymisji, dzięki pomocy… żony, (…) wyjazd się udał. (…). (…) został przeniesiony w stan spoczynku. (…) był osobą towarzyską i zabawową, ale coraz częściej, niestety, topił smutki w alkoholu. (…) Prócz swych osobistych pamiątek miał duży zbiór znaczków (…) kupował obrazy znanych malarzy (traktując to także jako lokatę kapitału). (…) Działał społecznie. (…) nigdy nie chciał żyć tym, co już było. (…) On sam nie chciał żyć przeszłością, ale ona w końcu go dopadła. (…) Skalski zaczął odczuwać ciężar lat, mówił, co chciał – jego sądy były więc kontrowersyjne (posądzano go o antysemityzm)”.

Nieznane są nieszczęścia, jakimi został dotknięty piszący wstęp, po raz kolejny przypisując Skalskiemu jakieś poczucie krzywdy, teraz dodatkowo wzmocnione odsunięciem na boczny tor. Z całego paszkwilu, jakim jawi się wstęp, wyłania się mściwa satysfakcja, że to, że nie znając człowieka piszący wstęp będzie się teraz mógł te bezeceństwa głosić publicznie. Przecież napisał wstęp, więc świetnie znał Bohatera. Uczucie bezkarności przyświeca działaniom ludzi, którzy karmią się złością, agresją i nienawiścią, wszelkimi formami byle tylko uderzyć w kogoś i na tym wypłynąć. Liczą, iż na nieetycznych działaniach zrobią karierę. „Karierę” niewątpliwie, lecz wątpliwą.

Piszącego wstęp ma nawet trudność z określeniem pojęcia „dekada”. To dwanaście czy trzynaście lat?! Maria wychodząc za Skalskiego nosiła inne nazwisko, a Sobiczewska było mianem panieńskim! I stała potwarz w odniesieniu do stanu zdrowia. Skalski cieszy się świetnym zdrowiem, pomimo ciągłych nieuzasadnionych insynuacji piszącego wstęp. Piszący jest obecnie w podobnym wieku. Czyżby własne dolegliwości przysłaniały racjonalny proces myślowy? Odczuwa „ciężar lat”? O tym, co sprawiało satysfakcję Skalskiemu, o działalności społecznej wiedza jak o wszystkim, czyli żadna.

Absurd sięgnął szczytu i z pełną mocą grzmotnął z wysoka o bruk. Rzekoma historyjka z paszportem, wzięta po raz kolejny z głowy, czyli z niczego, jasno dowodzi wyjątkowej amatorszczyzny i braku wiedzy. Śmiać się czy płakać nad takim wytworem imaginacji. Przychodzi Skalski do Biura Paszportów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych „robi awanturę i grozi dymisją” (ze „stanowiska naziemnego”?), bo nie otrzymał paszportu. Dodatkowo niezwykle wpływowa żona (ciekawe kim była?) rzuca na kolana pracowników i wszyscy na wyprzódki zaspokajają ich roszczenia! „Nie zajmował już eksponowanych stanowisk”, a był taki mocny i wpływowy? Jaka desperacja popchnęła piszącego do sformułowania takich bredni nijak nie odnoszących się do rzeczywistości? Teraz według piszącego Skalski to nie tylko nadużywający, ale jeszcze awanturujący się.

Skalski został „przeniesiony w stan spoczynku” na własną prośbę. Po przeliczeniu lat służby w wojsku, zaliczeniu lat spędzonych w więzieniu napisał prośbę o zwolnienie z wojska, bo nabył prawo do zaopatrzenia emerytalnego i nie widział potrzeby dalszego bycia w wojsku. „Kłamstwo powtarzane tysiąc razy…”. Nachalne łączenie Skalskiego z alkoholem jest prymitywnym sposobem dyskredytowania Bohatera. Jakie smutki ma topić? Ma pięćdziesiąt siedem lat, jest człowiekiem pogodnym, żyje intensywnie, zawsze chętnie znajduje czas dla przyjaciół, ma mnóstwo planów na przyszłość, jest szczęśliwy. Dla zgorzkniałego piszącego wstęp jest jakąś „osobą zabawową”. Do czego się odnosi, nie wiadomo. Tylko co wybrać z szerokiego kontekstu: rekreacyjny, wywołujący śmiech, otwarty na ludzi, szydzący z innych, skłonny do zabawy czy rozrywkowy?

Jedyna okoliczność, którą można skojarzyć ze Skalskim, to otwarty na ludzi. Całe życie nie stronił od ludzi, choć spotkały go z ich strony zarówno dobre, jak i tragiczne doznania. Zawsze był w kręgu zainteresowania, choć o to nie zabiegał. Jakie miał „osobiste pamiątki” (każdy posiada „osobiste pamiątki”) i znaczki piszący nie jest w stanie wymienić, podobnie jak „znanych malarzy”, których obrazy posiadał. Obrazy nie były „lokatą kapitału”, ale miały stanowić spuściznę po jego śmierci, nabywał je z zamiarem przekazania narodowi.

Niezrozumiałe, pozbawione sensu, z gruntu fałszywe pustosłowie jak to: „nie chciał żyć tym co już było”, „nie chciał żyć przeszłością, ale go dopadła”, „zaczął odczuwać ciężar lat”, „mówił, co chciał”. Czytając ten tandetny tekst człowiek ulega wrażeniu, że by zacytować Sienkiewicza, ktoś jest tu „przez rozum zacięty i na umyśle szwankuje”. Skalski miał świetną pamięć i chętnie dzielił się wspomnieniami, szczególnie z wojennej przeszłości, bo o to był ciągle pytany. Co ma znaczyć, że „przeszłość go dopadła” i jaka, nie odgadnie żadna mądra głowa. Po pięćdziesiątce odczuwał „ciężar wieku”? Podróżuje po Polsce i świecie, świetnie prowadzi samochód, udziela się w różnych przedsięwzięciach, doskonale orientuje się w polityce, mnóstwo czyta, światły umysł zachowuje do końca życia i ciągle brakuje mu czasu, by zajmować się wszystkim, co go interesuje.

Widocznie piszący wstęp obserwuje u siebie efekty nieuchronnie mijającego czasu, z czym trudno mu się pogodzić, że bezpodstawnie czyni zarzuty innym. Skalski żył w zgodzie ze swoim wiekiem i nigdy nie rozczulał się nad sobą. Przez całe życie niezwykle żywotny i aktywny. I zawsze mówił co myślał, odważnie wyrażał swoje poglądy, bo jak każdy miał do nich prawo. Nie zrozumiałe jest, że właśnie Skalskiemu odmawia się prawa do własnego zdania i czyni się z tego jakiś śmieszny zarzut. Był co prawda człowiekiem znanym, ale też osobą prywatną, mającą prawo do własnego życia i własnych wyborów. I nic do tego gryzipiórkom uważającym, że można bezceremonialnie wtrącać się w jego życie i bez przerwy poddawać ocenie – to zrobił dobrze, to zrobił źle. Własne banalne życie wywołuje chorą zawiść, że innym się powiodło, że ich losy są pasjonujące, więc wylewają własne frustracje i lęki w każdy możliwy sposób. Wtykanie nosa w cudze życie prywatne jest łatwiejsze niż podjęcie samodzielnego wysiłku, by wyjść z własnego marazmu. Interesowanie się cudzym, ciekawym życiem to taka namiastka prawdziwego życia.

A jakaż radość z cudzych niepowodzeń, z ukazania czyjegoś upadku, jeśli ich nie ma można przecież dorobić teorie spiskowe, wszak powtarzana nieprawda nabierze kiedyś znamion prawdy. Podobnie jak niezrozumiałe, ale ciągle powtarzane przez pseudoznawców Skalskiego, że „kontrowersyjny i antysemita”. Przecież każdy sukces można ośmieszyć i zdeprecjonować.

Jesienią 1988r., m.in. za swój wkład w zorganizowanie zjazdu lotniczego w 60-lecie Szkoły Orląt w Dęblinie (…) otrzymał stopień generała brygady w stanie spoczynku. Ten „ostatni uśmiech PRL” mógł być mu na rękę: dzięki temu generał liczył na powrót do czynnego życia, bo wciąż miał ambicję, coś robić dla Polski. W późnych latach 1990. Skalski stał się coraz bardziej podejrzliwy, osamotniony i zgorzkniały, nie był już tak sprawny intelektualnie, jego dokonania i pozycja przestały się liczyć. Zaczął też odczuwać dolegliwości zdrowotne, przestał nadążać za rzeczywistością, ratowały go, prócz wizyt rodziny, odwiedziny młodszych kolegów, zainteresowania filmowców, którzy robili o nim filmy, oraz literackie pomysły jego wielbicieli (i wielbicielek). Póki był zdrowy, nie przyjmował pomocy, nie dbał o siebie. Po 2001r. coraz rzadziej udawało mu się żyć tak jak dawniej. (…) Generał potrzebował nie pieniędzy (finansowo stał dobrze), ale wsparcia, przyjaźni i serca”.

Jak pewny siebie jest piszący wstęp, że sądząc, iż przede wszystkim trafi do młodych nie orientujących się ani w historii, a tym bardziej w życiu i zasługach Bohatera, bezkarnie może wypisywać wszelkie kłamstwa. Jakiekolwiek zjazdy lotnicze w Wyższej Oficerskiej Szkole Lotniczej organizował komendant szkoły (a nie był nim Skalski). Skalski jeśli bywał w Dęblinie to jako miły gość lub osoba prywatna, a nie organizator czegokolwiek. A ten niby lukratywny zjazd to był w którym roku? Witold Łokuciewski w 1988 roku wszedł w skład Honorowego Komitetu Obchodów 70 rocznicy Odzyskania Niepodległości przez Polskę, którego przewodnictwo objął I sekretarz KC PZPR gen. armii Wojciech Jaruzelski. Ale wobec niego nie czyni się żadnych aluzji. Podobnie jak nikt nie roztrząsa życia innych oficerów służących w lotnictwie na Zachodzie, a powołanych do Ludowego Wojska Polskiego.

Insynuacja jakoby Bohater zaprzedał się za stopień generała, by „wrócić do czynnego życia”, to kolejna zniewaga, którą szafuje piszący wstęp. Skalski całe życie był niezwykle aktywny i nie musiał zabiegać o żadne splendory. Swoimi zasługami zasłużył na ten awans jak nikt inny. Na stopień generała brygady mianował go generał Wojciech Jaruzelski, który w rozmowie ze mną przyznał, że był zaszczycony wręczając tę nominację, gdyż Skalski „zapisał się złotymi zgłoskami w pamięci współczesnych i ku chwale przyszłych pilotów, obrońców polskiego nieba. Cieszył się wielkim uznaniem. Jego wojenne sukcesy, nieposzlakowana opinia służbowa i osobista predestynowały go wyjątkowo do tego awansu”. Generał Jaruzelski był nad podziw dobrze zorientowany co do walk Skalskiego na Zachodzie, o czym z resztą serdecznie rozmawiali obaj frontowcy.

Ironia w postaci „uśmiechu PRL-u” mieści się tylko w kategorii szyderstwa z czasów, w których żył także piszący wstęp. Dla Skalskiego Polska, jak matka, była zawsze jedna, bez podziałów na jakieś okresy, dowolnie przez jednych gloryfikowanych, przez innych szkalowanych. Bez względu na czasy jedno pozostaje niezmienne, żyją w niej mądrzy i głupi.

„W późnych latach 1990.” – podobnie, jak z dekadą, piszący wstęp ma także trudności z latami dziewięćdziesiątymi. 1990 to był tylko jeden rok. Na jakiej podstawie rzuca kolejne obelgi pod adresem jego zdrowia. Tylko ludzie cierpiący na deficyt uczuć wyższych, nie znający szeroko pojętego uczucia miłości, pozbawieni uczuć moralnych i intelektualnych pragnąc podnieść swoją wartość przypisują bliźnim cechy, których nienawidzą u siebie.

Uczucia moralno-społeczne, odzwierciedlające posiadane normy i zasady postępowania, ukazują stosunek człowieka do innych ludzi. Człowiek dojrzały emocjonalnie poprawnie rozumie i ocenia fakty, zdarzenia, cele działania, kieruje się etycznymi i wartościowymi sposobami postępowania, co z kolei przekłada się na jego dojrzałość społeczną. Dojrzały człowiek, w równowadze emocjonalnej przyjmuje odpowiedzialną postawę wobec osób wśród których żyje. W niespójnym tekście wstępu odbijają się wzmożone reakcje nerwowe mogące powstać tylko na skutek licznych afektów, które powodują zaprzestanie kierowania się rozsądkiem i wywołują zadowolenie z możliwości podkopania czyjegoś autorytetu. Piszący wstęp doczepiając się do tekstu książki robi wszystko, by odheroizować postać Stanisława Skalskiego.

Jego określenia jakoby był: „podejrzliwy, osamotniony i zgorzkniały” ewidentnie świadczą, że z Bohaterem miał li tylko do czynienia na podstawie styczności z tępymi tekstami bezmyślnych ignorantów. Jego dokonania nigdy nie przestaną się liczyć, choćby nie wiadomo jacy manipulatorzy starali się je podważyć. Podobnie jak z pozycją autorytetu, szlachetnego człowieka i wielkiego Polaka, którą miał zawsze i będzie miał nadal, a której piszący wstęp nie doświadczy nigdy.

Zarzucenie Skalskiemu (nie wiadomo na jakiej podstawie), że „nie był już tak sprawnie intelektualnie” kwalifikuje się do odpowiedzialności karnej. Moje pokolenie i wcześniejsze wyniosło z domu rodzinnego szacunek do osób starszych. Z racji nie tylko ich wieku, ale i wiedzy oraz doświadczenia. Należy się nie tylko od rodzin, ale od całego społeczeństwa. Jakość społeczeństwa zależy od stosunku do seniorów. Traktowania osób w podeszłym wieku uczyło się dziecko od najmłodszych lat, obcując z nimi właśnie w domu. Piszący wstęp nie jest już dzieckiem, któremu można wybaczyć niewiedzę, a starość nie ominie także jego. Wstęp ma rzekomo przybliżyć Bohatera młodemu pokoleniu, a co otrzymują – kłamstwa, brak szacunku, a nawet elementarnej kultury. Czy swoim bliskim (chyba posiada takowych) w podeszłym wieku też śmie powiedzieć, iż są „niesprawni intelektualnie”?

Znałam Skalskiego w latach dziewięćdziesiątych i później, byłam przy zamykaniu jego trumny. Wyraźnie pozbawiony nie tylko wrażliwości emocjonalnej piszący wstęp, ale i możliwości obcowania z Bohaterem, nie może darować, że inni mieli z nim bliski kontakt. Gdyby zamiast własnego zgorzknienia miał poczucie wdzięczności za to co otrzymał od swoich przodków (chyba, że nie doświadczył niczego), to przez ten pryzmat nie wykazywałby się brakiem szacunku. Skalski całym swoim życiem i postępowaniem zapracował na wyjątkową atencję. Warto było spędzać z nim czas, prowadzić ciekawe dyskusje na wszystkie tematy, świetnie orientował się we współczesnych problemach Polski i świata, był skarbnicą wiedzy. Do ostatnich chwil swego życia. Na krótko przed odejściem udzielił wywiadu. Nigdy nie był oderwany od rzeczywistości, a sprawności intelektualnej można jemu było pozazdrościć. Na każdym etapie swego życia odnosił się z szacunkiem do ludzi, w każdym wieku. Zaawansowany wiek w żadnym razie nie umniejszył jego autorytetu. Piszącemu wstęp kłania się refleksja, że gdzie nie ma szacunku dla starszych, tam nie ma przyszłości dla młodszych. Trudno szanować kogoś kto sam nie szanuje innych.

Kolejne pokrętne informacje dotyczące zdrowia. Najpierw pisał, że miał kłopoty po pięćdziesiątce, teraz, że po osiemdziesiątce „zaczął odczuwać dolegliwości zdrowotne”. Czytelnik musi mieć wyjątkową siłę witalną, by nadążyć za pozbawionymi sensu informacjami. Piszący wstęp nieustannie rozmija się z rzeczywistością – przede wszystkim dotyczącą Bohatera, historyczną, o kulturze nie wspominając. Nie utrzymywał kontaktów z krewnymi, więc nie mogły go „ratować” jakieś ich wizyty. Do swego domu wpuszczał nielicznych, choć pchali się do niego różni cwaniacy.

Trudno zrozumieć kolejne kwestie. Skalskiego nie ratowały żadne „wizyty filmowców”. Kilka dokumentalnych migawek to wywiady ze Skalskim, a nie żadne filmy o nim. O jakie „literackie pomysły”, jakich wielbicielek i wielbicieli też nie wiadomo. Ponieważ poziom wstępu nie mieści się w kategorii sensownego tworu słownego, nie można go określić mianem literatury, pomysł jego edycji jest wyjątkowo chybiony.I właśnie dlatego Bohater nigdy nie dałby zgody, by ktoś taki pisał o nim cokolwiek, więc teraz piszący wstęp bierze odwet wypisując o nim niestworzone rzeczy. Wielbicieli i wielbicielki Skalski miał zawsze i będzie miał nadal. Wśród solidnie przygotowanych do zajęcia się literacko Stanisławem Skalskim i polskim lotnictwem piszący wstęp pozostanie marnym amatorem.

Jaką i po co pomoc miał przyjmować? Co znaczy nie dbał o siebie? Jak coraz rzadziej żył jak dawniej, i to po 2001 roku? Wie jak „stał finansowo”? Na jakiej podstawie piszący wstęp przypisuje sobie wiedzę o stanie umysłu, wyglądzie, myślach i w ogóle skąd pomysł przyczepienia się do Stanisława Skalskiego? Uczucie zazdrości wywołuje zaburzenia urojeniowe, kiedy wokół wydarzeń, które nie mają miejsca nadbudowuje się fałszywe treści mające je uprawdopodobnić.

Do tego jeszcze obłudna troska, że Bohater potrzebował przyjaźni i serca! Po raz kolejny powtarzam, piszący wstęp niczego nie zrozumiał z biografii mojego autorstwa, bo tylko tam pojawiły się wyczerpujące informacje na temat życia Skalskiego po wojnie. Wypróbowanych przyjaciół miał niewielu i byli w kontakcie. Całe życie bardzo samodzielny, miał swoje przyzwyczajenia i nie musiał ich zmieniać ani przed, ani po 2001 roku. Co do potrzeby serca to za życia nie musiał się o to martwić, oprócz przyjaciół miał też darzących go wielką sympatią wielbicielki i wielbicieli, którzy właśnie w imię wyższych uczuć stoją na straży poszanowania jego godności i dobrego imienia. Żałosne, że po śmierci pojawiają się pismaki „bez serca”, chętnie dokopujący Bohaterowi.

Puszka Pandory

(…) sytuację starszego człowieka wykorzystali źli ludzie (…). Przepadła w ten sposób część obrazów (…) oraz coś ważniejszego godność i chwała należna historycznej postaci. Wobec tych ciężkich i skandalicznych przejść nikt z wpływowych znajomych poszkodowanego nie okazał zbytniego zainteresowania. Skalski z powodu swych przekonań został uznany za <<spalonego>>, jego nazwiskiem można było się podpierać, ale utrzymywać kontaktów już nie – albo tak by nikt szerzej o tym nie wiedział. Mimo żenującego procesu, który się zaczął, bohater podniebnych walk nie został opuszczony. W 2003r. wspomogli go mieszkający za granicą koledzy z czasów wojny. (…) W związku z coraz bardziej pogarszającym się stanem zdrowia oraz gorzką świadomością tego, co mu zrobiono, generał został umieszczony przez rodzinę w szpitalu (…). Pomoc przyszła za późno. Skalski w innych warunkach miałby siły, by dożyć 90 lat. Zdecydował jednak inaczej. Odszedł 12 listopada 2004r. (…). Wiadomość o tym podały programy telewizyjne (…) (w późniejszych latach generał stał się, czym pewnie sam byłby zaskoczony, jedną z postaci obecnych w Internecie”.

Pandora została zesłana ludziom za karę, Skalski został pokarany publicystami z bożej łaski grzeszącymi pychą, arogancją i niezrozumiałym tupetem, którzy poczuli się „wybrani” i uprawnieni do poniewierania człowiekiem. Niekompetentni i nierozumni zatracili nawet cnotę przyzwoitości, nie dopuszczając do siebie myśli, że przede wszystkim ich obowiązkiem jest dbałość o Honor Generała.

Jaką sytuację starszego człowieka wykorzystali i jacy źli ludzie? „Prócz obrazów przepadło coś ważniejszego godność i chwała należna historycznej postaci”. „Był uznany za spalonego”? Kto niby i dlaczego miał się z nim spotykać po cichu? By zacytować piszącego wstęp „po ciężkim i skandalicznym przejściu” jego treści wypada zapytać, co zrobił on, „najlepiej poinformowany”, gdzie jego pomoc i „serce”? Te i podobne haniebne wypowiedzi pojawiających się kombinatorów, którzy wykorzystują jego nazwisko do „podpierania się”, a tym samym zaistnienia w przestrzeni publicznej, bo o historycznej mowy być nie może, mają wmówić czytelnikom znajomość tematu. Piszący wstęp kwili teraz perfidnie „bohater podniebnych walk”, chwilę wcześniej uznając, iż był „niesprawny intelektualnie”. Nieznana jest sprawność intelektualna piszącego, która pozwala na takie absurdy. Piszący wstęp winien spalić się ze wstydu. Po co go mieli „wspomagać” koledzy i to z zagranicy, skoro przecież „finansowo stał dobrze”?

Żenujący proces niszczenia godności Stanisława Skalskiego ma miejsce w wolnej Polsce, im więcej lat upływa od jego śmierci, czego ewidentnym przykładem cytowany wstęp.

Poprzez fałszywe, z gruntu załgane wypociny wstępu świadomie zostaje okradziony Bohater z zasług, przyzwoitości i dobrego imienia. Nie był opuszczony. Miał opiekunkę, zapewnione zabiegi rehabilitacyjne. O leczenie zadbali przyjaciele, doglądały go wychowanica i była żona. Spadkobiercy pojawili się na krótko przed śmiercią. Jaka pomoc przyszła za późno? Mógłby dożyć 90 lat, ale zdecydował inaczej. Po raz wtóry piszący wstęp karygodnie pomawia Skalskiego o odebranie sobie życia! A słyszał coś o Bogu? Wie coś o życiu duchowym Skalskiego? Czy był przy kimś kto umierał?

Z lotniczym pozdrowieniem Pani Katarzyna Ochabska