Gloria victis

Jak Polska „rozpętała drugą wojnę światową”

Polska – państwo wyraźnie słabsze, zarówno w przypadku konfrontacji z Niemcami, jak i Sowietami, nie mówiąc o połączonym uderzeniu obu ościennych mocarstw (z zachodu i wschodu) – jako inicjujące wojnę byłoby potencjalnym samobójcą. Pomimo tego, iż wojna rozpoczęła się od niczym nie sprowokowanej agresji niemieckiej 1 września 1939 roku, istnieją dwie enuncjacje oskarżające Polskę o jej wybuch. Polscy historycy od dawna muszą się zmagać z kłamstwami na ten temat. Pierwsza głosi, iż do wojny by nie doszło gdyby Polska spełniła przecież niewygórowane niemieckie żądania terytorialne, oddała Gdańsk oraz pozwoliła na eksterytorialną autostradę i kolej do Prus Wschodnich przez Pomorze. Druga rozpowszechniana przez Sowietów wskazuje jakoby państwo polskie było państwem rewizjonistycznym, zainteresowanym zmianami terytorialnymi. Potwierdzeniem tej teorii miało być skierowane do Czechosłowacji ultimatum i odebranie pod groźbą użycia siły Zaolzia. Oszczerstwa rosyjskie podające Polskę jako współtwórcę drugiej wojny światowej, powołując się na zabór Zaolzia, nie przystaje do koncepcji zburzenia ładu pokojowego przez państwo polskie. Lokalny konflikt o obszar czterech tysięcy kilometrów doszedł do skutku w chwili zaakceptowania przez rząd czeski rozbioru Czechosłowacji usankcjonowanego przez Wielką Brytanię, Francję i Włochy w Monachium, we wrześniu 1938 roku. Państwa te bez słowa sprzeciwu spełniły żądania terytorialne Hitlera. Naiwną wiarę, że kompromis z agresorem może ocalić pokój wkrótce zweryfikowały kolejne agresje nieobliczalnego psychopaty. Na razie w Londynie Neville Chamberlain i w Paryżu Édouard Daladier witani byli entuzjastycznie jako dobroczyńcy Europy w zażegnaniu groźby wojny.

Jesienią 1938 roku propaganda sowiecka wskazywała Polskę jako odwiecznego wroga i kierowano groźby pod adresem narodu polskiego. Żaden historyk rosyjski żyjąc we własnym zniewolonym kraju nie wspomni, iż ład wersalsko-ryski istniał aż do dnia zawarcia układu Hitlera ze Stalinem i to właśnie ZSRR ponosi współodpowiedzialność za wybuch wojny. To właśnie alians totalitaryzmu niemiecko-radzieckiego stworzył doskonałe warunki do rozpoczęcia wojny przeciwko Polsce. Nie ulega żadnej wątpliwości, iż układ z 23 sierpnia 1939 roku był bezpośrednią przyczyną wybuchu drugiej wojny światowej.

Pierwszego września Hitler przemawiając w parlamencie zapowiadał, że walcząc o honor Niemiec [?], nie zamierza zniszczyć państwa polskiego i wydał rozkazy humanitarnego prowadzenia wojny. Inaczej brzmiały tajne rozkazy skierowane do najwyższych dowódców: „W pierwszym rzędzie chodzi o zagładę Polski. Celem nie jest dotarcie do określonej linii, lecz eliminacja sił żywotnych. Nawet, jeśli wojna wybuchnie na zachodzie, unicestwienie Polski pozostaje celem priorytetowym [podkr. K.O.] W kwestiach związanych z rozpoczęciem i prowadzeniem wojny decyduje nie prawo, lecz zwycięstwo. Bądźcie bez litości! Bądźcie brutalni! [podkr. K.O.]. Osiemdziesiąt milionów ludzi musi dostać to, co im się należy, a należy im się zapewnienie ich egzystencji. Prawo jest po stronie silniejszego. Trzeba postępować z największą surowością. Przygotowałem więc na razie tylko na wschodzie, Totenkopfverbände [jednostki z trupią czaszką] i rozkazałem im zabijać bez litości i pardonu mężczyzn, kobiety i dzieci polskiego pochodzenia i polskiej mowy [podkr. K.O.]. Tylko w ten sposób zdobędziemy przestrzeń życiową, której potrzebujemy”. Generałowie niemieccy współpracowali z grupami operacyjnymi, armia gorliwie wypełniała rozkaz Hitlera, same jednostki Wehrmachtu w pierwszych tygodniach kampanii w Polsce zamordowały ponad 10 tysięcy cywilów. Żołnierze niemieccy od początku wojny i przez cały czas jej trwania dokonywali zbrodni na ziemiach polskich. Akt łaski fűhrera, z 4 października 1939 roku, dla wszystkich żołnierzy niemieckich winnych zbrodni na cywilach w czasie kampanii prowadzonej w Polsce miał usprawiedliwić ich czyny i był gwarantem bezkarności w przyszłości.

Pierwszego września, po godzinie dziesiątej rano, kiedy niewypowiedziana wojna już się toczyła, Hitler wygłosił przemówienie do niemieckich parlamentarzystów, ale tak naprawdę skierowane do państw zachodnich. W tym momencie bał się jeszcze, iż Francja i Wielka Brytania włączą się do wojny, więc zapewniał o, niestety, nieodwzajemnionej miłości do Anglii, a Francję, iż Niemcy nie mają żadnych interesów na Zachodzie, a granica między nimi „jest ostateczna”. Dowodził, iż Gdańsk i „Korytarz” zawsze były niemieckie, w ogóle wszystkie tereny oddane Polsce zawdzięczają kulturowy rozwój wyłącznie niemieckiemu narodowi, bez którego nadal panowałoby tam najgłębsze barbarzyństwo. Dowodził jak to Polacy w „najboleśniejszy sposób” znęcają się nad mniejszością niemiecką, dzieci i kobiety są porywane, wywożone i zabijane „kierując się sadyzmem” za rzekome z ich strony prowokacje [!]. Postępując „ze spokojem i umiłowaniem pokoju” Hitler obserwował rozwój sytuacji kierując tylko do rządu polskiego propozycje pokojowych rewizji granic. Jednak, kiedy „rozpasana, dzika soldateska” je odrzuciła i odpowiedziała na propozycję rozjemczą powszechną mobilizacją, dalszymi okrucieństwami i incydentami granicznymi, nie mógł być już „obojętny dla cierpiących ofiar”, więc Polska otrzyma odpowiedź, która ją „ogłuszy i oślepi!”. Do świata skierował informację: „Dzisiaj w nocy Polska po raz pierwszy użyła regularnych wojsk, strzelając na naszym własnym terytorium. Od godziny 5.45 odpowiadamy ogniem!”. Perfidnie dodał: „Ja nie chcę walczyć z kobietami i z dziećmi. Moim siłom powietrznym wydałem rozkaz ograniczenia się w nalotach na obiekty wojskowe”.

Perorę Hitlera emitowało niemieckie radio, tekst przetłumaczony na język angielski, hiszpański i holenderski rozpowszechniano, by przedstawić Polskę jako agresora, a kłamliwe zarzuty miały wskazać konieczność obrony „niemieckich interesów”. Przecież „pokojowo” dało się rozwiązać „problemy” Austrii, Kraju Sudeckiego, Czech i Moraw, tylko z hardą Polską zawsze jest kłopot. Żeby Polacy w oczach świata byli „winni” Hitler kazał w sierpniu 1939 roku przeprowadzić całą serię napaści na obiekty mniejszości niemieckiej na terenie Polski. W wielkiej centralnie zaplanowanej operacji, pod kryptonimem „Himmler”, nazwanej od pomysłodawcy – Heinricha Himmlera, przygotowano skrupulatne plany zniszczenia ponad dwustu takich obiektów. Celem tej akcji, prócz treści propagandowych, było zniechęcenie polskich sojuszników do wypełnienia gwarancji pomocy na wypadek zagrożenia.

Warto w tym miejscu wspomnieć najbardziej znany niemiecki napad na niemiecką radiostację Gleiwitz 31 sierpnia 1939 roku nazywany „prowokacją niemiecką”. Nazwa jest niefortunna – nikt w radiostacji nikogo nie prowokował, a niemiecki napad na niemiecki nadajnik miał zupełnie inny cel. Napad był koronnym argumentem we wspomnianym przemówieniu Hitlera z 1 września. Andrzej Jarczewski, dociekliwy badacz sprawy Radiostacji, określa tą sytuację operacją dyfamacyjną. Chodziło o obciążenie „zbrodniczych Polaków”, obwinienie niewinnych w oczach świata miało wymowny cel – w razie napaści na Polskę przecież nikt nie będzie bronił „prowodyra”. Polska zapłaciła za to wielką cenę. Niepohamowany w swych zapędach gefrajter ruszył na podbój Europy i świata, na początek szybka rozprawa z Polską, państwem sezonowym, bękartem traktatu wersalskiego, dalej realizacja Generalnego Planu Wschodniego, czyli ludobójstwa, eksterminacja „podludzi”, która między innymi zakładała prócz różnych narodów wymordowanie 85% Polaków. Założenie blitzkriegu nie powiodło się na ziemiach polskich, bo zrobiliśmy wszystko, żeby Niemcy połamali sobie zęby o naszą armię.

Blitzkrieg na haju

Pierwszy blitzkrieg, operację wojenną zakładającą szybkie pokonanie przeciwnika dzięki elementowi zaskoczenia i użyciu maksymalnie zmasowanych sił lądowych, powietrznych oraz morskich, opracował szef sztabu armii pruskiej Alfred von Schlieffen. Atak wojsk niemieckich na Francję, w sierpniu 1914 roku, który miał zakończyć się jej pokonaniem w ciągu sześciu tygodni, przekształcił się w czteroletnią wojnę zakończoną klęską Niemiec. Niemiecka agresja na Polskę w 1939 roku była taktyczną próbą generalnej wojny błyskawicznej. Opętanie fanatyzmem hitlerowskim napędzało machinę wojenną w unowocześnianiu sprzętu i opracowywaniu nowej taktyki, ale do prowadzenia blitzkriegu niezbędna była armia ślepo podporządkowana nieludzkim dowódcom, bezwzględna i zwyrodniała. Dodatkowo wytrzymała na zmęczenie, brak snu i jedzenia, osiągająca ponad miarę wysoką samoocenę i formę fizyczną. Tym wymaganiom mógł sprostać niemiecki przemysł chemiczny, należący wówczas do światowej czołówki. Z jego specyfików od dawna korzystali przywódcy III Rzeszy i dowódcy wojskowi, by wspomnieć tylko Hitlera i Gőringa.

Depresyjny, z zaburzeniami osobowości dyktator regularnie wspomagał się 74 medykamentami. Były wśród nich metaamfetamina, hormony, strychnina, specyfik z wyciągu z jąder byka czy szczepy bakterii pozyskiwane między innymi z ludzkiego kału. Dziennie brał około trzydziestu tabletek i co kilka godzin dostawał zastrzyki (o coraz większej dawce), na bazie mataamfetaminy i morfiny, po których uważał, że lepiej mu się myśli. Codziennie potrzebował zastrzyków opioidowych, silniejszych od heroiny. Dzięki temu potrafił godzinami mówić jak „nakręcony”, rzucały się w oczy okresy jego wzmożonej aktywności i stanów euforii. Ten sposób „leczenia” jego przeróżnych dolegliwości i to, że rządził będąc nieustannie naćpany, nie jest żadnym usprawiedliwieniem popełnionych przez niego zbrodni. Piekło drugiej wojny światowej rozpętał i prowadził świadomie, z premedytacją.

Inny zbrodniarz wojenny – Hermann Gőring, dowódca Luftwaffe, nie był w stanie funkcjonować bez morfiny, uzyskał nawet przezwisko „Mőring”. Wywoływała u niego nieuzasadnione przypływy euforii, bądź ataki agresji. W stanach szczególnego pobudzenia przebierał się za gwiazdę filmową, ubrany w delikatny szlafroczek nakładał makijaż i malował paznokcie. Codziennie wspomagał się farmakologicznie przyjmując od dziesięciu do kilkudziesięciu tabletek. W szczytowych momentach, by efektywnie działać przyjmował 160 tabletek na dobę (!). W czasie narad potrafił nagle opuścić salę, by wstrzyknąć sobie potężną dawkę specyfiku, po kilku minutach wracał wyraźnie pobudzony. Pierwsza żona, mając dość jego zmiennych nastrojów i agresji, wysyłała go na leczenie do szpitali psychiatrycznych.

Blitzkrieg stawiał przed żołnierzami określone zadania, które bez wsparcia farmakologicznego byłyby niemożliwe. Największą popularnością cieszył się Pervitin, którego głównym składnikiem była metaamfetamina, żołnierze nie wyobrażali sobie wojny bez jego dawki. Dowódcy działaniem narkotyku byli zachwyceni. Niemiecka wojna błyskawiczna napędzana była metaamfetaminą. Naziści, nacja „doskonała”, wielokrotnie poddawali narkomanów przymusowej sterylizacji uważając ich za jednostki zdegenerowane. Jak widać nie dotyczyło to ani elity władzy ani wojska mającego prowadzić szybkie działania wojenne. Pod wpływem pervitinu żołnierze Wehrmachtu potrafili przez kilka dni z rzędu obywać się bez snu, być pobudzonym i w euforycznym nastroju. Użycie Pervitinu sprawdziło się, więc w 1940 roku dla wojsk lądowych i Luftwaffe zamówiono 35 milionów tej „cudownej tabletki”. Piloci Luftwaffe nazywali je „pigułkami Gőringa” lub „Stuka – Tabletten” od „Stukasów” bojowych samolotów bombowych (były także na wyposażeniu apteczek w czasie bombardowania Wielkiej Brytanii), czołgiści „Panzerschokolade” (Rommel i inni dowódcy dywizji pancernych też z nich korzystali). Brak tabletek powodował pogorszenie samopoczucia i załamanie psychiczne, więc brano ich coraz więcej. Przedawkowanie prowadziło do uzależnień, powodowało agresję, co akurat na froncie było pożądaną konsekwencją. Jednak odurzeniem, będącym rezultatem zażywania narkotyków przez armię niemiecką, nie można tłumaczyć zbrodni nazistowskich. Ideologia narodowego socjalizmu, faszyzm hitlerowski, totalitaryzm państwa niemieckiego ustalił się na długo przed wojną. Wskazywanie, iż wspomaganie farmakologiczne stosowały też Wielka Brytania, Stany Zjednoczone i Japonia nie rozgrzesza Niemców. Romans wojny i narkotyków zapoczątkowała Trzecia Rzesza, prowadząc ludobójczą wojnę totalną wymusiły na aliantach dopuszczenie i takiego wsparcia w swoich szeregach.

Polska natchnieniem narodów

Postanowienia traktatu wersalskiego Hitler uważał za niesprawiedliwe i będące przejawem mściwości aliantów, więc po dojściu do władzy w 1933 roku łamał je jedno po drugim. Odbudowywał Wehrmacht i prowadził intensywne zbrojenia na lądzie, w powietrzu i na morzu. W sytuacji, kiedy mocarstwa zachodnie opanowane bezwładem paraliżował strach przed zakompleksionym krzykaczem, a zajadła goebbelsowska propaganda prowadziła wielomiesięczną „wojnę psychologiczną” wobec narodu polskiego, tylko Polska się nie ugięła, na wszelkie żądania odpowiedziała Hitlerowi stanowczo: Nie! Osamotniony naród polski stawiał pięciotygodniowy, zdecydowany opór potężnemu uderzeniu niemieckiemu na lądzie, morzu i w powietrzu. Kiedy Polacy przez długie tygodnie walcząc z bronią w ręku wstrzymywali niemiecką machinę wojenną i w ciężkiej walce wiązali na przeszło miesiąc wszystkie ofensywne siły agresora na zachodzie trwała drôle de guerre (dziwna wojna), przez Niemców zwana Sitzkrieg (wojna na siedząco). Za linią Maginota bezczynnie stały dywizje francuskie, żołnierze opalali się korzystając ze słonecznej pogody, nie użyto żadnego czołgu, działa, samoloty myśliwskie i bombowe nie zrzuciły ani jednej bomby na teren Niemiec. Gdy „dzielne orły Hitlera” – Luftwaffe obracały w perzynę miasta i wsie polskie, a „rycerze żelaznego krzyża” polowali na bezbronną ludność cywilną, drugi sojusznik – Anglicy – zrzucali „umoralniające ulotki” na miasta niemieckie, choć obiecywali danie Polsce osłonę złożoną z tysiąca samolotów. Sprzymierzeni z widoczną ulgą obserwowali szybkie postępy inwazji niemieckiej, które tym samym zwalniały ich z czynnej pomocy. Przede wszystkim – nie wdawać się w tą „awanturę”, unikać nawet najmniejszego ryzyka. Wkroczenie wojsk radzieckich na ziemie polskie ostatecznie zwolniło aliantów z obowiązku pomocy. Działania na froncie wschodnim gwarantowało spokojne organizowanie sił na zachodzie.

Wysiłek zbrojny Polski w drugiej wojnie światowej od samego jej początku, od 1 września 1939 roku był ogromny. Niemcy pomimo posiadania nowocześniejszej i liczniejszej armii, by zatuszować nieudolność swojego blitzkriegu w Polsce, rozpowszechniali i rozpowszechniają kłamstwa o Wrześniu 1939 roku w Polsce. Dzięki odwadze Polaków Wrzesień 1939 był pierwszą walką zbrojną ze zbrodniczą ideologią! Dla Hitlera, chcącego definitywnie rozprawić się z Polską, atak miał mieć charakter wyprawy karnej. Jednak „spacerek” się nie udał, zmienił się w wojnę, w której armia niemiecka zmuszona została do największych wysiłków. Niemcy rzucili na Polskę 80% wszystkich swoich sił. Żadna idea nie zespala tak powszechnie całego społeczeństwa jak idea walki z najeźdźcą. Pomimo przeważających sił agresora Polacy niezłomnie stanęli do walki, bez względu na przekonania polityczne i stosunek do rządu sanacyjnego, nie przymuszani terrorem ani napędzani pervitinem. W Anglii podsumowano szybkość posuwania się armii niemieckiej w poszczególnych krajach. We Francji było to 14 mil na dobę, ale tylko w strefie ufortyfikowanej. Po jej przekroczeniu czołgi niemieckie posuwały się do Paryża z prędkością 30 mil, podobnie jak na pustyniach Libii i Cyranejki. W Grecji, kraju górzystym i bez dróg było to 18 mil. Ofensywa niemiecka w Polsce, w terenie gładkim jak stół, pokonywała do 12 mil dziennie – i to tylko do linii Warszawy, gdyż później tempo jej wydatnie zmalało, a straty wzrosły.

Samotna walka polskich sił zbrojnych, pierwszy opór przeciw hitlerowskiej agresji pomimo fatalnego dla Polski stosunku sił, skutecznie wiążąca nieprzyjaciela, nie doczekała się otwarcia drugiego frontu. Hitlera i sztab niemiecki przerażała wojna na dwa fronty. Zdecydowana ofensywa aliantów, dysponujących dostateczną przewagą sił, na froncie zachodnim we wrześniu 1939 roku miała wszelkie przesłanki zwycięstwa. Uderzenie na Zachodzie było okazją odniesienia łatwego zwycięstwa na Niemcami. Niemcy, wbrew krzykliwej propagandzie, nie byli przygotowani do takiej sytuacji. Przekroczenie Renu, dla przeważających sił alianckich, dawało realne szanse spokojnego dotarcia do Berlina w ciągu dwóch tygodni. 15 września, kiedy powinna wyruszać ofensywa aliancka na Ren, gen. Reinhardt (dowódca niemieckiej 4. dywizji pancernej) zameldował, iż kiedy przekraczał granicę polską dysponował 324 czołgami, teraz ma ich 113. Dwie trzecie rozbitych jego czołgów znaczył szlak walki od Mokrej przez Piotrków do Warszawy. Nad Bzurą dywizja straciła kolejne 50 czołgów, jej siła ofensywna spadła do 20%. Zaangażowanie w walce z armią polską, podczas której większość sprzętu technicznego i amunicji została zużyta, spowodowały, iż Niemcy zapasy amunicji mieli jedynie na 10-15 dni, a bomb lotniczych na dwa tygodnie walki. Paryska prasa donosiła, aby Polska nadal się broniła, gdyż jej sprawa jest wygrana, przecież „u boku Polski stoją dwa najpotężniejsze imperia świata – Anglia i Francja – liczące przeszło 500 milionów ludzi”[!]. Bezczynność na Zachodzie, bitwa, której nigdy nie stoczono kosztowała Europę stratę 50 milionów ludzi.

Samotny bój na śmierć i życie, zdradzonego przez sojuszników, narodu polskiego z przeważającym pod względem liczebności i wyposażenia napastnikiem nie mógł zakończyć się wygraną. Złożyły się na to warunki społeczno-ekonomiczne państwa polskiego i europejskie układy polityczno-militarne. Kiedy Europa płaszczyła się przed hitlerowskimi roszczeniami tylko Polska kategorycznie sprzeciwiła się brutalnej napaści i podjęła walkę pomimo wszelkich braków w uzbrojeniu. Skończyły się „pokojowe” podboje Hitlera. Wola walki, nieustępliwość i żarliwość Polaków nie była zrozumiała przez naszych sojuszników.

Powszechnie znana niechęć Francuzów do wojny, demoralizacja i rozkład wojska, które raczej należałoby nazwać tchórzostwem, a później kolaboracja z Niemcami nie przynosi im chwały. Opanowanie powszechną psychozą poddawania się ogarnęło wojsko francuskie, od szeregowca do generała, w wojnie 1940 roku. Poziom obłędu obrazują choćby takie rozkazy: „zebrać żołnierzy w koszarach, zgromadzić i zamknąć broń w magazynach i czekać przybycia Niemców” czy „Rozbroić wszystkich! Całą broń i amunicję zgromadzić w jednym magazynie. Oficerom i szeregowym zakazać opuszczania koszar (…). Oficerowie, którzy odmówiliby wykonania tych rozkazów, zostaną oddani pod sąd wojenny!”. Jeden z dowódców korpusów poddał swoje wojska telefonicznie (!), kiedy Niemcy byli jeszcze daleko od niego. Niemiecki kapral wziął do niewoli cały sztab 10. armii (kilkuset oficerów), którzy spokojnie na niego czekali. Kolumny wycofujących się Francuzów podążały w tym samym kierunku, co wyprzedzające je niemieckie czołgi. Żołnierze francuscy nie podejmowali z nimi walki, podobnie jak gdzie indziej nie strzelano do Niemców, z góry zakładając, że wojna będzie przegrana, a w ten sposób uniknie się późniejszych represji. Niesłychane, jak prowadząc w ten sposób „walkę” w 1940 roku ich straty wyniosły 120 tysięcy zabitych, niemal dwa razy więcej niż aktywnie walczących Polaków we wrześniu 1939 roku. Zabicie francuskich żołnierzy na drogach odwrotu prowadzi do konkluzji, iż armia unikająca walki ponosi równie wielkie, a nawet większe straty niż armia stawiająca opór.

Wartość militarna polskiego żołnierza, wkrótce tak widoczna i skuteczna była na wszystkich frontach drugiej wojny światowej. Mimo, iż walki w Polsce zakończono 5 października, po ostatniej bitwie pod Kockiem, naród polski nie zaprzestał walki, zmieniły się tylko formy jej prowadzenia. Ani na chwilę Polacy nie złożyli broni, toczyli walkę konspiracyjną (ponad pół miliona żołnierzy prowadziło walkę podziemną) w okupowanym kraju, jak i za jego granicami walczyli na lądzie, morzu i w powietrzu. Siły polskie w drugiej wojnie światowej stanowiły czwartą armię, po Związku Radzieckim, Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, walczącą z agresorem hitlerowskim. Od chwili kiedy żołnierze polscy stawili zbrojny opór hitlerowskiej nawałnicy już żaden naród w Europie nie uległ presji nacisków dyplomatycznych. Do walki stanęły Norwegia, Belgia, Holandia, Jugosławia i Grecja. Zmienił się też stosunek Francji i Wielkiej Brytanii.

Od Guerniki do Warszawy

Wbrew postanowieniom traktatu wersalskiego, zabraniającego posiadania przez nich lotnictwa wojskowego, Niemcy odbudowali siły powietrzne. Luftwaffe jako nowoczesne narzędzie prowadzenia walki, miała przede wszystkim zastraszyć przeciwnika i złamać w nim wolę walki. Swoją „rycerskością” wsławili się barbarzyńcy najpierw w Wielkiej Wojnie bombardując miasta w Belgii, Francji i Wielkiej Brytanii. Później swoistym poligonem doświadczalnym stała się arena wojny domowej w Hiszpanii. Wyczyny Legionu Condor nie miały nic wspólnego z żadną szlachetnością, by wspomnieć tylko zbombardowanie baskijskiej Guerniki 26 kwietnia 1937 roku. Jak dzielni są piloci osławionego Legionu przekonali się Polacy, kiedy Niemcy zniżając lot strzelali do bezbronnej ludności na zatłoczonych uchodźcami drogach. Brutalnej masakry doświadczyli 1 września 1939 roku pogrążeni we śnie mieszkańcy Wielunia, pierwsze ofiary niewypowiedzianej wojny. Bestialskim nalotem dowodził Wolfram von Richthofen („wprawy” nabierał niszcząc Guernikę), dowodził nalotami dywanowymi na Warszawę, prowadząc brutalny atak na Stalingrad zrównał to miasto z ziemią. Ten najbardziej brutalny dowódca w niemieckim lotnictwie uchodzący za „najlepszego dowódcę wojsk lotniczych jakiego miały Niemcy w drugiej wojnie światowej”, był tak samo nie lubiany wśród kolegów i przełożonych jak jego kuzyn – Manfred („Czerwony Baron” z pierwszej wojny światowej). Dumni piloci Luftwaffe z pełną świadomością obracali w perzynę kolejne polskie wsie, miasta i miasteczka.

Barbarzyństwa doświadczała Warszawa, co zresztą Niemcy skrzętnie dokumentowali „z lotu ptaka”. Naloty kierowano na obiekty cywilne, celowo i z premedytacją, świadomie bombardowano Zamek Królewski (siedziba prezydenta RP), gmachy urzędów, elektrownię, gazownię, dworce kolejowe, szpitale, gęsto zaludnione dzielnice mieszkalne. 17 września płonął Zamek Królewski, pociski zapalające wywołały pożar, wskazówki zegara na wieży Zygmuntowskiej zatrzymały się na 11.15. Gaszenie ognia odbywało się pod ostrzałem artyleryjskim i karabinów maszynowych pilotów Luftwaffe. Dokumentalista, Amerykanin Julien Bryan fotografował niemieckie metody prowadzenia wojny totalnej i bombardowanie stolicy przez Luftwaffe. Będąc świadkiem „humanitaryzmu” niemieckiego apelował do prezydenta USA Franklina Delano Roosevelta o pomoc dla mieszkańców masakrowanej Warszawy. Po powrocie do Stanów Zjednoczonych, jeszcze we wrześniu 1939 roku, opublikował materiały ukazujące barbarię żołnierzy niemieckich. O społeczeństwie polskim powiedział: „Gdyby Spartanie odżyli, to przed wami, Polacy, pochyliliby czoła”. Warszawa, podobnie jak Guernica stała się symbolem okrucieństwa wojny, ruchu antywojennego i antyfaszystowskiego.

Lotnicy polscy w 1939 roku dobrze wypełnili swój żołnierski obowiązek, pomimo braku nowoczesnego sprzętu i przeważającej siły wroga. Ten swoisty chrzest bojowy wydał owoce w walkach Polaków na Zachodzie. Brawura i dzielność pilotów myśliwskich, ich zwycięskie walki zadziwiały także Niemców. Upór, wytrwałość i pogarda śmierci to także domena pilotów bombowych. Jeśli dodamy do tego zdolności i poświęcenie mechaników mamy pełny obraz polskich działań lotniczych. Wbijanie się Niemców w dumę z pokonania Polaków latających na „przestarzałych samolotach, gorzej uzbrojonych” to rzeczywiście powód do chluby. Dlaczego nie przyznają się, że kiedy „ci pokonani” przesiedli się do Hurricane’ów, Spitfire’ów i Mustangów stali się dla nich wyjątkowo groźnymi przeciwnikami? Przewaga techniczna i ilościowa lotnictwa hitlerowskiego nie załamała naszych załóg latających. Przeciwnie, piloci nie upadali na duchu, ale rwali się do lotów. Byli dobrze wyszkoleni, o wielkim poczuciu patriotyzmu i woli walki. Kiedy znaleźli się we Francji i Wielkiej Brytanii, na dobrym sprzęcie, dotkliwie dawali się Niemcom we znaki.

Propaganda niemiecka zachłystywała się tym jak to, już w pierwszym dniu wojny, polskie lotnictwo przestało istnieć. Szkoda, że nie informowano jak piloci, obłudnie nazywani „rycerzami żelaznego krzyża”, barbarzyńsko rozprawiali się z Polakami. Mordowanie było dla Niemców świetną rozrywką. Jeden z pilotów Luftwaffe tak to opisał: „Miałem z tego zabawę. Ściganie po polu pojedynczych żołnierzy ogniem karabinów maszynowych i zostawianie ich tam z kilkoma kulami w kręgosłupie było naszą rozkoszą”. Luftwaffe i Werhmacht były sprawnymi maszynami do zabijania. Bestialstwo poznali także cywile, już od pierwszego dnia wojny. Tajna niemiecka instrukcja z października 1939 roku wbijała do głów kolejny „humanitarny” nakaz: „Dla wszystkich w Niemczech, aż do ostatniej dziewki od krów, musi stać się jasne, że polskość równa się podczłowieczeństwu”.

Warszawa ma być zrównana z ziemią

Nieopisane okrucieństwa jakim hitlerowcy poddawali Polaków, determinacja i wielka odwaga, cechująca cywilów i żołnierzy polskich walczących, od początku do końca wojny z okupantem w podziemiu, partyzantce i na wszystkich frontach drugiej wojny światowej sprawia, iż to właśnie Polacy mają szczególny obowiązek przedstawienia prawdy wrześniowej. O klęsce Polski, a nie o zasłużonym zwycięstwie Hitlera zadecydowały w 1939 roku nie tylko błędy naszej polityki, ale przede wszystkim mocarstwa zachodnie dając przyzwolenie na bezkarność dyktatora. Dla Zachodu wrześniowa przegrana to epizod wojenny, który musiał się tak zakończyć na skutek „ogólnej słabości polskiego państwa i armii”. Znany niemiecki historyk wojskowy Cajus Bekker stwierdził, że kampania błyskawiczna przeciwko Polsce nie była spacerkiem, lecz twardą walką przeciwko zawziętemu i zdeterminowanemu przeciwnikowi i że biorąc pod uwagę krótki, zaledwie czterotygodniowy okres wojny niemiecka Luftwaffe poniosła w niej duże straty. Gdy 2 września 1969 roku brytyjska telewizja nadała program, w którym sugerowano, że lotnictwo polskie zostało zniszczone w pierwszych dniach września na lotniskach, a nie w walkach, przeciwko temu kłamstwu zaprotestował angielski pisarz Lord Russell of Liverpool. Na zakończenie listu do The Daily Telegrapf napisał: „Bitwa powietrzna lotników polskich w Polsce przy tak przytłaczającej przewadze wroga była jedną z najodważniejszych i najbardziej godnych uwagi w całej drugiej wojnie światowej”.

Niemieckie propagandowe kłamstwo o zniszczeniu polskiego lotnictwa we wrześniu 1939 roku funkcjonowało i, niestety, funkcjonuje nadal w różnych krajach, co potwierdza fakt, że wielu ludzi nadal opiera swoją „wiedzę” na niesprawdzonych informacjach. Nie ma co liczyć, że na przykład owładnięci megalomanią Niemcy czy Anglicy będą zainteresowani poprawnością historii Polski. Męstwo polskiego żołnierza, jego nieustępliwość w walce to ogromny kapitał moralny Polaków, którego trzeba strzec jak źrenicy oka.

Kilka spostrzeżeń sytuacji wrześniowych widzianych oczami walczącego pilota, Stanisława Skalskiego: „W historii walk powietrznych obu wojen światowych nie było chyba bardziej paradoksalnego zestawienia niż Jedenastka [P.11c] i Messerschmitt. Niektórzy z niemieckich pilotów, których spotkałem, byli najwyraźniej pierwszej klasy, co do innych to wydawało się, że brakowało im jakiejkolwiek prawdziwej techniki latania myśliwcami, co wydaje się skutkiem niewystarczającego wyszkolenia. Wróg wykazywał dziwną niechęć do walki, z wyjątkiem przytłaczającej liczby wroga”. O „męstwie i humanitaryzmie” pilotów niemieckich: „Sam widziałem jak dokonywali bezdusznych ataków na chłopów pracujących na polach, ludzi spacerujących po ulicach wsi, uchodźców itp. Kiedy my zajmowaliśmy się ich rannymi oni strzelali do naszych lotników, którzy próbowali ratować się ze spadochronem. W rzeczywistości wydawało się, że brak im skrupułów moralnych”.

Podobnie Warszawa mężnie opierała się najeźdźcy. Niemcy przyzwyczajeni do wkraczania i zajmowania miejscowości bez sprzeciwu, kiedy bez walki zajęli już Poznań, Kraków i Łódź, zaskoczeni byli twardym oporem polskiej stolicy. By skruszyć nieugiętość miasta Warszawa była nieustannie terroryzowana ostrzeliwaniem i bombardowaniem. Hitler wydał rozkaz niszczenia miasta, stolicy narodu, który jawnie nienawidził. Po zagładzie miasta miała powstać nowa Warszawa, Die Neue Deutsche Stadt Warschau, która miała być miastem prowincjonalnym przeznaczonym dla 130 tysięcy Niemców mieszkających po lewej stronie Wisły, po prawej miało powstać niewielkie osiedle dla pracujących Polaków-niewolników. Miała to być idealna nazistowska metropolia, „ostateczny symbol niemieckiej władzy na wschodzie”. Nowy plan z 1942 roku zakładał zburzenie większości zabudowy Warszawy, by stała się prowincjonalnym ośrodkiem dla liczącej około 40 tysięcy niemieckiej elity i grupy politycznej zarządzającej podbitymi przez III Rzeszę terenami na Wschodzie. Dzięki niemieckim porażkom odnoszonym na frontach zamiaru tego nie zrealizowano. Kiedy od początku Niemcy prowadzili w Polsce politykę bezwzględnego terroru zmierzającego do wyniszczenia ludności polskiej, konspiracyjna, niepokorna Warszawa wszelkimi sposobami walczyła z okupantem. Generalny gubernator okupowanych ziem polskich urzędujący na Wawelu w Krakowie wyraził się: „W kraju tym znajduje się pewien punkt będący źródłem wszelkich nieszczęść, jest nim Warszawa. Gdyby w Generalnej Guberni nie było Warszawy, wówczas trudności, z którymi się borykamy, zmalałyby o 4/5. Warszawa jest i będzie ogniskiem wszelkich zaburzeń, miejscem, z którego niepokój rozchodzi się po całym kraju”.

Wybuch Powstania Warszawskiego był świetną okazją rozwiązania „polskiego problemu”. Zeznania niemieckich generałów potwierdziły wydany im rozkaz Hitlera: „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”. W czasie 63 dni powstania hitlerowcy w bezwzględny i okrutny sposób wymordowali 180 tysięcy ludności cywilnej, miasto było jednym morzem gruzów. Po zakończeniu walk metodycznie, dom po domu, niszczono ocalałą zabudowę wcześniej okradając z tego co dla bandytów przedstawiało jakąkolwiek wartość, później podpalano je miotaczami ognia. Bezpowrotnie z powierzchni ziemi zniknęły obiekty historyczne, płytę Grobu Nieznanego Żołnierza rozjechały niemieckie czołgi, w powietrze wysadzono Zamek Królewski. Po Starym Mieście nie został kamień na kamieniu. Nadzwyczajny trud włożony nie w odbudowę a w rekonstrukcję Warszawskiej Starówki uhonorowało w 1980 roku UNESCO wpisując ją na Listę Dziedzictwa jako pierwszą pozycję będącą w całości rekonstrukcją historyczną. Wysiłkiem całego narodu odbudowano Zamek Królewski, którego prace wykończeniowe i wyposażenie zakończono dopiero w 1988 roku.

Tragiczny Wrzesień 1939 roku pozbawił życia blisko 100 tysięcy polskich żołnierzy i oficerów, ponad 100 tysięcy było rannych. Do niewoli niemieckiej dostało się 587 tysięcy, a do sowieckiej 230 tysięcy żołnierzy polskich. Rozpoczął się dramat blisko sześcioletniej okupacji.

Postscriptum

Bestie na służbie zbrodniczego systemu w dużej mierze uniknęły odpowiedzialności. Na przykład Erich von dem Bach-Zelewski. Jeden z największych zbrodniarzy, inicjator powstania obozu koncentracyjnego KL Auschwitz, odpowiedzialny za mordowanie Polaków, Żydów i Słowian na terenie środkowo-wschodniej Europy, pacyfikator powstańczej Warszawy nigdy nie odpowiedział za zbrodnie popełnione w czasie drugiej wojny światowej. Nie odpowiedzieli też inni zbrodniarze, którzy żyli sobie szczęśliwi, jeszcze wiele lat po wojnie. Choć przegrane Niemcy i ich Norymberga (1946) w jakimś stopniu oznaczają w demokratycznym świecie wymierzenie kary, to dla ZSRR i jego prawnego następcy – Federacji Rosyjskiej drugiej Norymbergi nie było i nadal nie ma. Sowieckie zbrodnie ludobójstwa, w świetle prawa międzynarodowego nie podlegają przedawnieniu. Rosyjska (wcześniej radziecka) polityka historyczna, bezwstydnie i z premedytacją, stosuje szerokie instrumentarium zimnych manipulacji na arenie międzynarodowej byle tylko nie przedstawić rzetelnego procesu historycznego. Polityczno-ideologiczna, niemoralna i bezprawna interpretacja korzystnego dla Rosjan zwycięstwa nad hitleryzmem powoduje, iż nie poczuwają się oni do obowiązku odpowiedzenia za popełnione zbrodnie. Dla nich nawet dzień zwycięstwa nadal to nie 8 maja, a 9 maja 1945 roku.

Wrzesień 1939 roku w społeczeństwie polskim, pomijając poszczególnych dowódców i wodza naczelnego, nie obniżyło rangi i atutów wojska polskiego, wojska jako całości sił zbrojnych, obrońców ojczyzny. Ten symbol przyczynił się do społecznej akceptacji kontynuowania walki przez wojsko polskie na emigracji i konspiracyjne w okupowanym kraju.

Pamięć o walczących i poległych polskich żołnierzach powinna być wieczna – poległym na chwałę, żywym na otuchę. Walczyłem za dobrą sprawę, w walce tej wytrwałem do końca. Dochowałem wiary.